Mówią, że różaniec to broń. Ale dla mnie różaniec to przede wszystkim droga. Nie zawsze prosta, nie zawsze wygodna, czasem wyboista i prowadząca przez ciernie, ale zawsze pewna, bo idziesz nią z Maryją. To droga zwycięstwa, ale nie takiego, o jakim mówi świat. To zwycięstwo w codzienności: w wierności, w miłości, w przebaczeniu, w powstawaniu po upadkach.
Dzieciństwo – dom prosty, ale pełen wiary.
Dorastałam w ubogiej, ale kochającej się rodzinie. Mama, tata, dwie siostry i ja. Od zawsze był z nami Bóg, w prostych znakach: krzyżu, wodzie święconej, codziennej modlitwie. Pamiętam, jak mama przed początkiem roku szkolnego kazała nam całować krzyż i przeżegnać się maczając rękę w wodzie święconej. Tata prowadził schole w parafii, a ksiądz, którego wtedy poznałam, nauczył mnie, czym jest prawdziwa miłość i służba. To on zasiał we mnie pragnienie życia blisko Boga.
Młodość – oddalenie i tęsknota.
Z czasem zaczęłam się oddalać. Schola się rozpadła, wspólnota się rozmyła. A ja… wyjechałam do Londynu z chłopakiem, który później został moim mężem. Żyliśmy bez ślubu, bez czystości, ale oboje czuliśmy, że to nie jest nasza droga. Wzięliśmy ślub, zaczęliśmy marzyć o rodzinie. Urodziły się nasze dzieci, ale wraz z nimi przyszły też kryzysy.
Ciemność depresji i powrót do Polski.
Po narodzinach pierwszej córki dopadła mnie depresja poporodowa. Czułam się samotna, choć nie byłam sama. To było czternaście lat temu – nikt nie mówił wtedy o depresji głośno. Wróciliśmy do Polski, by być bliżej rodziny. Ale i tutaj – choć wśród bliskich – byliśmy daleko od Boga. Msza od święta, spowiedź raz na jakiś czas… Czułam, że czegoś brakuje, ale nie umiałam tego nazwać.
Śmierć teścia – pierwszy duchowy przełom.
Niedługo po narodzinach naszej drugiej córki zmarł mój teść. Niestety, byliśmy wtedy skłóceni i nie zdążył nawet poznać swojej wnuczki. To było dla mnie bardzo bolesne. Po jego śmierci w naszym domu pojawił się niepokój – dzieci zaczęły mieć nocne lęki, atmosfera stała się trudna.
Zaczęłam się modlić: „Panie, jeśli jego dusza cierpi – przyjmij go do siebie”. Zamówiłam za niego również Msze Święte wieczyste.
Wkrótce potem miałam sen: teść przyszedł, uśmiechnął się, podziękował i powiedział ze już doszedł. Po tym śnie poczułam ogromny pokój. Uwolniłam się z ciężaru żalu, a w domu wróciła duchowa harmonia.
Spowiedź, która wszystko rozpoczęła.
W Uroczystość Zesłania Ducha Świętego poszłam do spowiedzi. Kapłan powiedział: „Módl się, aby Duch Święty zstąpił na ciebie.” Wyszłam i rzuciłam w biegu: „Duchu Święty, zstąp na mnie!” i zapomniałam. Ale Bóg nie zapomniał.
Początek dzieła – wątpliwości i wiara.
Podeszłam do proboszcza i powiedziałam: „Usłyszałam, że mam stworzyć róże różańcowe.” Odpowiedział: „Miałem podobnie.”
W domu wpisałam w Google, czym są róże. Zobaczyłam, że potrzeba 20 osób – każda z jedną dziesiątką. Spojrzałam na swoje kontakty: pięć osób, maksymalnie. Powiedziałam: „Boże, to nie jest śmieszne.” Ale w sercu była wiara: „Skoro Ty mnie do tego powołałeś to proszę prowadź.”
Gietrzwałd – odpowiedź Maryi.
Pojechałam do Gietrzwałdu. Usiadłam pod kapliczką i zapytałam Maryję: „Jak mam to zrobić?” I przyszło światło – po spowiedzi. Schemat był zawsze ten sam: spowiedź i natchnienie. Maryja powiedziała wyraźnie: „To mają być moje róże. Róże Różańcowe Matki Bożej Gietrzwałdzkiej.”
Każda róża miała być zawierzona, miała mieć tylko jednego patrona – Matkę Bożą Gietrzwałdzką. Msze Święte – każdego 27 dnia miesiąca. Tak zaczęło się dzieło, które dziś zrzesza prawie 3 tysiące osób.
Modlitwy o uzdrowienie – cuda przez różaniec i wstawiennictwo Barbary Samulowskiej
W ciągu ostatnich lat przeprowadziłam wiele modlitw o uzdrowienie na różańcu – za wstawiennictwem służebnicy Bożej Barbary Samulowskiej.
To nie są spotkania w jednym miejscu, ale 24-godzinna modlitwa, w której każda osoba modli się o wyznaczonej godzinie tam, gdzie akurat jest – w domu, w pracy, w ciszy swojego serca.
Przez całą dobę ktoś odmawia różaniec w konkretnej intencji -najczęściej za osobę chorą.
I naprawdę widziałam cuda.
Czasem były to uzdrowienia ciała. Czasem nawrócenia całych rodzin. Czasem przemiana serca u osoby, która w ogóle nie wierzyła.
W każdej tej modlitwie jest moc.
Bo każda modlitwa nawet jeśli nie kończy się spektakularnym cudem, jest spotkaniem z Bogiem.
Kiedy zapytałam kiedyś Boga w sercu:
„Czym właściwie jest ta modlitwa o uzdrowienie?”,
poczułam taką odpowiedź:
„Każda modlitwa, przez którą prowadzisz człowieka do Mnie przez Maryję, jest spotkaniem. A uzdrowienie – to już moja tajemnica.”
To bardzo uwalniające.
Zrozumiałam, że moim zadaniem nie jest zapewnić efekt.
Moim zadaniem jest zawierzyć.
Czasem uzdrowienie jest fizyczne. Czasem duchowe. Czasem psychiczne. Ale zawsze jest owocem spotkania z Bogiem.
I właśnie to spotkanie jest największym zwycięstwem.Początek formularza
Próba i kapłan posłany przez Boga.
Po sześciu latach prowadzenia róż w Olsztynie czułam, że nie dam rady. Powiedziałam Bogu:
„Jeśli nie postawisz księdza, który się tym zajmie, odchodzę.”
Kilka dni później zadzwonił telefon. Kapłan z Krakowa, prowadzący proces beatyfikacyjny Barbary Samulowskiej, usłyszał o mnie. Przyjechał. Przywiózł obraz Barbary i powiedział:
„Pani będzie wiedziała, co z tym zrobić.”
Powiedziałam mu o moim ultimatum. Odpowiedział:
„Nie zostawię pani.”
To on stworzył dwie róże sióstr zakonnych, które modlą się za mnie i za całą moja rodzinę, siostry chore, leżące, konające. Ich modlitwa jest potężną ochroną duchową.
Przeniesienie do Gietrzwałdu – wierność powołaniu.
Z jego pomocą przenieśliśmy róże do Gietrzwałdu. To był ból, zostawić wszystko, co znane. Ale wiedziałam jedno: róże nie są moje. Są Matki Bożej Gietrzwałdzkiej.
Od tamtego dnia wspólnota rośnie. Każdego miesiąca dołącza około 100 nowych osób. Ludzie modlą się, pytają o objawienia, chcą się formować. Różaniec nie jest dla nich obowiązkiem, jest drogą.
Dzieło Różaniec na Obcasach – kobiecy owoc modlitwy.
Z czasem w moim sercu zrodziło się pragnienie, aby stworzyć coś więcej – przestrzeń modlitwy dla kobiet. Coś, co wypływa z głębi różańcowego życia, z kobiecej duchowości, ze wspólnoty z Maryją. Tak powstało dzieło „Różaniec na Obcasach”, spotkania dla kobiet, które chcą pogłębiać wiarę, wspólnie się modlić, słuchać świadectw, rozważać Słowo Boże, uczyć się kobiecego piękna w Bożym stylu.
To przestrzeń modlitwy, siostrzeństwa i prowadzenia przez Maryję. Spotkania odbywają się w Gietrzwałdzie, od maja do września,
u stóp Matki Bożej i są odpowiedzią na wezwanie do duchowego przebudzenia kobiet. Tu rodzi się nowa kobiecość – silna w Bogu, zakorzeniona w różańcu, pełna miłości i pokoju.
Różaniec – droga zwycięstwa.
Różaniec w moim życiu to nie teoria – to codzienne zwycięstwo.
To zwycięstwo nad sobą. Nad własnymi ograniczeniami, emocjami, lękami, brakiem cierpliwości. To wyjście z depresji, z ciemności, z miejsca duchowego osamotnienia. Różaniec wyprowadził mnie z chaosu i prowadzi mnie każdego dnia.
Dzięki prowadzeniu wspólnot różańcowych stałam się kobietą wolną. Stałam się żoną, która z dystansem podchodzi do codzienności, która potrafi kochać, bez względu na wszystko. Stałam się wierna, oddana, gotowa do służby.
Jestem mamą, która walczy o swoje dzieci, która dba o dom, która dąży do tego, byśmy codziennie usiedli razem do stołu.
Która błogosławi dzieci, ale też nie wstydzi się upadków i uczy, co robić, gdy się upadnie.
Dzięki Maryi uczę się kochać siebie. Zawierzyłam się Bogu całkowicie. Idę za rękę z Maryją i staram się tej ręki nigdy nie puścić.
Dziś wiem, że zwycięstwo różańcowe to nie cudowna odmiana życia w jednej chwili. To nie magia. To codzienność z Maryją. To codzienne wybory, przebaczenie, modlitwa, powstawanie, zawierzanie.
To życie, w którym nie jesteś sam.
To kobiecość, która się nie poddaje.
To różaniec – który nie tylko przemienia serce. On ratuje życie.
Dołącz do wspólnoty
Jeśli chcesz być częścią tej modlitwy i drogi – zapraszam Cię do Róż Różańcowych Matki Bożej Gietrzwałdzkiej.
Dołącz przez stronę: mbg.org.pl
Nie musisz być idealna. Nie musisz mieć czasu. Wystarczy, że chcesz.
Maryja zatroszczy się o resztę.
Magdalena Orlankowicz
Inicjatorka dzieła Róż Matki Bożej Gietrzwałdzkiej i „Różańca na Obcasach”